niedziela, 12 lutego 2012

Midichloriany w CzyDe

Mroczne Widmo w 3D czyli kolejny skok George'a Lucasa na nasze pieniądze. Ten sam film co w 1999 roku, krytykowany przez dużą część fanów – bo Jar Jar, bo mały Anakin, bo infantylizm i midichloriany. Byłem w kinie w piątek, ale dopiero teraz mam czas podzielić się wrażeniami. Które są, krótko mówiąc, bardzo pozytywne. Jest to związane chyba zarówno z samym klimatem Gwiezdnych Wojen w kinie, z zainteresowaniem konwersją do 3D i przede wszystkim ze zdrowym podejściem – nie jechałem do kina, żeby zobaczyć coś totalnie nowego, czy żeby obejrzeć arcydzieło kina, ale też nie z myślą, że będzie beznadziejnie, a 3D wcale nie będzie widać. Bądź co bądź, po Zemście Sithów był to drugi film SW, na którym byłem w kinie, więc z pewnością wiązało się to z jakimiś emocjami. Przed premierą przeczytałem „Maskę Kłamstw”, komiks „Darth Maul” i zacząłem „Łowcę z Mroku”, więc czułem klimat TPM, równocześnie nie oglądając go po raz kolejny.

Sam wyjazd do kina... Cóż, liczyłem na więcej czasu aby spotkać się z innymi fanami, porozmawiać (a byłaby okazja bo fani z Rzeszowa przybyli licznie), niestety, połączenie prowincji ze stolicą regionu jest tak beznadziejne, że na salę z szóstką znajomych weszliśmy już gdy zaczynały się reklamy, a oni (ja zostałem dłużej) żeby zdążyć na ostatni autobus musieli opuścić ostatnie kilka minut seansu. Wprawdzie mi udało się zostać do końca i zamienić choć parę słów z rzeszowskim fanklubem, ale pod tym względem czułem niedosyt, żadnych długich geekowskich rozmów czy zdjęć z maulowym standem. I pewnie nikt nie zwrócił uwagi na mój krawat z Vaderem. Połączenia Rzeszów-Kolbuszowa są krótko mówiąc beznadziejne.

Jeśli chodzi o sam film... Podobało mi się naprawdę bardzo. Klimat sali kinowej, towarzystwo znajomych, z którymi cały czas szeptem coś komentowaliśmy... To jedno. Po drugie – trzeci wymiar. Użyty w tym filmie w naprawdę dobry sposób. Żadnych pierdół z blasterowymi błyskawicami wylatującymi z ekranu, po prostu poczucie głębi, wyodrębnienie każdej postaci. Tak jak pisałem, podszedłem do tej konwersji z naprawdę pozytywnym nastawieniem, więc cieszył każdy moment, gdy trzeci wymiar był naprawdę widoczny. Cieszyły także wszystkie drobne, nowe sceny, których nie widziałem wcześniej, jako że jak dotąd widziałem tylko standardową wersję z '99. I sam film... Kasis skomentowała po seansie, że to chyba jak dotąd jej najlepszy seans Mrocznego Widma. I w sumie mogę podpisać się pod tymi słowami. Minęło już kilka lat od pierwszego zobaczenia tego filmu, wiele rzeczy denerwuje mniej, a dostrzega się coraz więcej głębi fabuły. Czułem po prostu klimat Gwiezdnych Wojen, co oczywiście było nasilone przez przeczytaną wcześniej „Maskę...” i wyłapywane powiązania, czy sam ten wspomniany kilkakrotnie klimat Gwiezdnych Wojen w kinie. Nie przeszkadzał mi Jar Jar czy midichloriany. Ba, ja już dawniej lubiłem Mroczne Widmo, a po opisanym seansie awansuje ono do zaszczytnego grona moich ulubionych części SW. Panie Lucas, jeśli te konwersje mają wychodzić tak fajnie, to skocz na moją kasę jeszcze pięć razy.

2 komentarze:

  1. http://forum.blueharvest.net/index.php?s=85d83922f6c7fc642c3f70c4e106eb66&showtopic=10351&view=findpost&p=459921 nie chcę nic zaczynać o midichlorianach, ale warto przeczytać pierwszy post ;) i nie chodzi tu o SW nawet, ale o to, jak czasami argumentowana jest czyjaś "moc"/siła i dlaczego czasem działa, a czasem wytłumaczenie gryzie w oczy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No toż piszę że ja i tak lubiłem i nigdy nie byłem w tej ogólnej fali krytyki. Bo nawet ten Jar-Jar, cóż mi biedny zawinił? :P
    A artykuł wygląda na fajny i pewnie przeczytam. Albo nie. Jak będę miał chwilkę :P

    OdpowiedzUsuń