„Fantasy wykorzystuje ponadczasowy urok nonsensu: bezmyślna fabuła, papierowe postacie i wydarzenia urągające zasadom logiki zwalniają czytelnika lub widza z wysiłku myślenia.”
„Literatura Fantastyczna ma (...) skłonność do idealizacji oraz robienia super gości, którzy wymiatają i 100 wrogów.”
„I think that an author who writes a mystery as fantasy is just making it easy for himself to explain who done it and how they did it.”
Jest to kilka przykładowych cytatów odnoszących się do literatury fantasy, na które natrafiłem przeglądając dziś rozmaite artykuły i dyskusje na forach internetowych. Można powiedzieć, że są one tylko pomocą do tego co planuję pisać, bowiem oprzeć chcę się przede wszystkim na moich doświadczeniach. A doświadczenia te wskazują jasno, że ogólnie ujmując fantastyka – czy będzie to typowe fantasy, s-f czy horror z elementami nadprzyrodzonymi, nie jest powszechnie lubiana. Po pierwsze – wśród wielu ludzi starszych, uznających tego typu literaturę za pisaninę dla dzieci; po drugie – w wielu środowiskach ludzi młodych, gdzie typowy wizerunek fana fantastyki to gruby nerd nie wychodzący z domu, z okularami niczym denka od słoików. Zanim przejdę do sedna i postaram się odeprzeć typowe zarzuty wobec tej dziedziny literatury, podkreślę bardzo ważne zdanie – nie zamierzam nikogo zachęcać do wgłębiania się w tego typu książki. Nie mam nic przeciwko ludziom, nie chcącym ich czytać z konkretnych powodów. Nie cierpię jedynie, gdy miast sensownych argumentów, ktoś kieruje się jednym z poniższych, idiotycznych kryteriów...
Uogólnienie
„Do czego ty mnie chcesz namówić? Oglądałem Władcę Pierścieni w kinie. Dno, beznadzieja. Więcej biegających elfów i krasnoludów? Nie – dziękuję.” Mam świadomość, że kryterium tego nie powinno się stosować raczej nigdy i oczywiste jest dla was, że ocenię go negatywnie. Trudno jednak o tym nie wspomnieć, gdy literatura fantastyczna naprawdę cierpi na skutek jego stosowania. Ja wiem, że wiele tytułów z mainstram'u może zrażać. To jednak, drogi anty-fanie fantasy, że nie podobały Ci się wampiry ze „Zmierzchu” i popularne motywy wymieszane przez Paoliniego w „Eragonie”, nie musi oznaczać rezygnacji z danej dziedziny literatury. Czytany wieki temu dramat „Romeo i Julia” Szekspira, podobał mi się średnio, ale już „Hamlet” był dla mnie świetny. Trudno wyrobić sobie jednym dziełem opinię o konkretnym autorze, a co dopiero o całej dziedzinie literatury!
Mała wartość artystyczna
O tak, uwielbiam to. Przecież jeśli książka jest na przykład jedną z serii „Gwiezdne Wojny” to musi być kiepska. Tasiemcowa seria, ciągle tylko latają i okładają się po głowach jakimiś świecącymi pałkami. Bez sensu. Hm. Odpowiedziałbym krótko: polecam Stovera. Polecam Karpyshyna. Polecam Luceno. Realistyczne pokazanie wojny i wgłębienie się w psychikę bohaterów przez pana Stovera cenię równie wysoko, co dzieła z „literatury pięknej”. Ale, rozgadałem się o Gwiezdnych Wojnach, a przecież jest tyle innych autorów, którzy tworzą wspaniałą prozę. Że wspomnę tylko o naszych rodzimych Sapkowskim czy ś.p. geniuszu s-f, Stanisławie Lemie. Nie trzeba być fanem tego typu literatury, żeby docenić ich kunszt.
To przecież dla dzieci
A ten argument jest jednym z moich ulubionych. Zakorzeniło się w ludzkiej opinii kojarzenie smoków, elfów i dzielnych rycerzy z baśniami. I bardzo słusznie. Przy czym fantasy to nie są baśnie. Ta literatura jedynie czerpie, wyrasta na fundamentach mitów, baśni, utworów romantyzmu... Zwykle wykorzystuje ten świat jako pretekst do opowiedzenia wspaniałej historii, wzbudzenia w czytelniku silnych uczuć, przekazania czegoś ważnego. Pewnie, że niektóre utwory fantasy są przeznaczone przede wszystkim dla dzieci. „Hobbit”, „Czarnoksiężnik z krainy Oz”, „Opowieści z Narnii” czy „Harry Potter” rzeczywiście są głównie dla nich, ale już książek o Wiedźminie kupować małym dzieciom pod choinkę bym rodzicom nie polecał.
Typowość
Dobro walczy ze złem, stary mag, dzielni rycerze, magiczny artefakt. W każdej książce to samo. Zabawne jest to, że zwykle mówią tak ludzie, którzy zetknęli się z fantastyką tylko na ekranie telewizorów, oglądając świetną ekranizację „Władcy Pierścieni” pana Jacksona. I znowu jest to uogólnienie i krzywda dla autorów. Mistrzem fantastyki był J.R.R. Tolkien i to jest faktem, ale czy to znaczy, że wszystkie książki przetwarzają jego motywy? O, nie. Bo fantastyka może mówić zarówno o dzielnych rycerzach, jak i o podstarzałych bimbrownikach, egzorcystach z zamiłowania. Możemy śledzić tak szeroką gamę tematów: od pełnych wspaniałego humoru i absurdu dzieł sir Terrego Prachetta, po poważną, dostojną s-f jaką jest klasyczna „Diuna”. Możliwości są nieograniczone i fantaści z tego korzystają.
Można by uznać ten wpis za stek mojego narzekania, bo przecież zwykle obracam się w kręgu ludzi o podobnych do moich zainteresowaniach, i na wykpiwanie mojego hobby narzekać nie mogę. Uznajcie tą notkę raczej za hołd dla wspaniałej, różnorodnej fantastyki i efekt irytacji gdy czytam w internecie bądź słyszę w świecie nie-wirtualnym, gdy pada jeden z powyższych zarzutów.
Nie chcę obiecywać większej regularności wpisów, bo nie wywiązałem się z tego na feriach, a co dopiero gdy zaczęła się szkoła. Dziękuję tym, którzy czasem tu zaglądają co zaiste mnie cieszy. I że pozwolę sobie zakończyć w stylu mojej ulubionej fantastycznej sagi – niech Moc będzie z Wami.