niedziela, 2 stycznia 2011

Piękna paleta barw

W zasadzie chcę pisać o czymś innym, ale może na wstępie wyjaśnię skąd taka, a nie inna nazwa bloga. Myślę, że samego notatnika, nie trzeba nikomu tłumaczyć. Co do niecodziennego... Nie chodzi bynajmniej o to, że będą się tu pojawiać życiowe mądrości, które zapamiętają potomni, lub wpisy swoją niezwykłością sięgające owego przymiotnika. Na myśli miałem raczej fakt, że nie będzie tu opisów mojego dnia codziennego, jak to ma miejsce na niektórych blogach. Ani ja nie jestem internetowym ekshibicjonistą, ani nie jest to pamiętnik, ani chętnych do czytania tego typu rzeczy wielu by się nie znalazło. Dlatego blog ten nie jest o codzienności, tylko o tym co mi w danej chwili w głowie zaświta. No i jeszcze jeden powód dla takiej nazwy – raczej na pewno nie będę tu pisał codziennie. A dlaczego Vaknella, a nie Maćka tudzież Macieja? Bo tak mi się podoba. W internecie funkcjonuję pod tym mianem i nie widzę powodu by miało być inaczej.

Przechodząc do tematu – chciałem się dziś zastanowić nad tzw. weną literacką. Czy istnieje coś takiego, a jeśli tak, to co to właściwie jest? Ludzie zwykle widzą to zjawisko jako nagłe olśnienie spływające na artystę. Jako zdolność do pisania, czy jakiejkolwiek innej aktywności artystycznej, bez zastanowienia, prosto z głowy. Nie, nie, nie. Bo skąd niby? Wierzę w Boga i istnienie świata nadprzyrodzonego, ale z pewnością nie od nich pochodzi rzeczona wena. Ponieważ nie wszyscy artyści zasługiwali by na coś takiego; ponieważ ogromna ilość wspaniałych dzieł, w których stworzeniu można się doszukiwać udziału owej tajemniczej weny, jest totalnie niezgodna z religią. Dlatego twórcze natchnienie od Boga pozostawmy twórcom Biblii. Odrzucam więc ideę udziału świata nadprzyrodzonego w procesie tworzenia zwykłych dzieł literackich. Pisarz czy też poeta nie jest jednostką wybraną, jest osobą, która zgrabnie ubiera w słowa to co siedzi w jej głowie i dzięki tej umiejętności tworzy. Po prostu.

Czym zatem jest wena? Może furtką, która otwiera dostęp do innych obszarów mózgu? Zwykłą umiejętnością do pisania? Jakimś psychologicznym zjawiskiem wykształcającym się z powodu określonych doświadczeń, genów czy wychowania? Również i tu powiem nie, nie i nie. Wena jest czymś znacznie bardziej złożonym, a równocześnie czymś o wiele bardziej oczywistym.

Połowa ludzi będąc dziećmi próbowała pisać książki. Fakt powszechnie znany. Sam pamiętam ogromne ilości tworzonych przez siebie powieści zaczynających się i kończących pierwszą stroną. Dzieci mają bardzo bogaty świat wyobraźni i przysłowiowe sto pomysłów na minutę. Dlaczego więc nie mamy siedmio- czy ośmioletnich, sławnych pisarzy? Bo dzieci te, choćby ich wyobraźnia podsuwała im najwspanialsze pomysły, nie mają wystarczających umiejętności by je opisać. Nie są wystarczająco oczytane. Nie mają zapału by na dłużej zająć się żmudną pracą jaką jest pisanie. I tu właśnie należy szukać weny u bardziej już dojrzałych twórców. W wypadkowej: wyobraźni, pomysłu na to co napisać, umiejętności by zrobić to w ciekawy sposób, zapału i chęci do przezwyciężenia lenistwa. Artysta z weną siada do pisania, mając już zarys treści w głowie i przede wszystkim potrafi przenieść to na papier.

Ta umiejętność jest moim zdaniem kluczowa.. Cóż z pomysłu, jeśli nie będziemy potrafili przełożyć go na literacki język? Niełatwo jest opisać zachód słońca w przemawiający do czytelnika sposób, tak, żeby widział przed oczyma niesamowite barwy, kształty rozmywające się w świetle tak jakby były nierealne, ciszę tego niezwykłego zjawiska... Znacznie łatwiej jest wyjść przed namiot i, jak to miał uczynić kolega mojego taty ze studiów, z pełnym zachwytu westchnieniem szepnąć „K**wa. Jaka piękna paleta barw.”

5 komentarzy:

  1. Wena to nie jest jeden pomysł. Pisanie czegokolwiek jest jak kąpiel w jeziorze, do którego spada wodospad idei. Możesz po prostu pływać i omijać kolejne idee, możesz je zamknąć w jakiejś opowieści, ale można też po prostu chwytać przelotne pomysły, idee niemożliwe, zamknąć je w chłodni umysłu, która każdy pomysł zamieni w coś stałego. I kiedy już będziesz miał bryłę ideowego lodu, wtedy trzeba kuć, aż wyrzeźbisz coś cudownego, albo zabraknie Ci lodu. Wena w tym porównaniu to właśnie to dłuto, którym musisz pracować - czasem nie możesz go znaleźć, czasem leży gdzieś poza Twoim zasięgiem, niekiedy nie wiesz, gdzie je zostawiłeś, ale kiedy je znajdziesz kujesz i kujesz, aż w końcu położysz je gdzieś na stoliku i podziękujesz mu za pomoc. To jest właśnie wena, jeśli chodzi o mnie. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Trafnie napisane. Ale do tego fragmentu "czasem nie możesz go znaleźć, czasem leży gdzieś poza Twoim zasięgiem, niekiedy nie wiesz, gdzie je zostawiłeś" dodałbym to, że czasem to dłuto albo jest złamane, albo zastąpione jakimś tępym kozikiem. Tak określiłbym, posługując się twoją alegorią, ów brak umiejętności, o którym pisałem wyżej. Bo ktoś może mieć i ową bryłę lodu, i chęci do wykucia z niej czegoś pięknego - ale albo przez brak umiejętności mu się nie udaje, albo męczy się z tym bardzo, bardzo długo, albo tworzy karykaturę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja od tygodnia chodzę w te i z powrotem i nie potrafię skrystalizować idei, która mi się pałęta po głowie. Jakbym chciał złapać mgłę. Więc czytam, oglądam filmy, myślę i dalej nic. Mam nadzieję, że nie ucieknie... (:

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja mam skrystalizowaną ideę, zapisałem kilkanaście stron... i stanąłem na jednej scenie, niby banalnej, i za nic nie mogę ruszyć dalej. Może zresztą niedługo napiszę o tym szerzej :P

    OdpowiedzUsuń
  5. K**wa. Jaki piękny wernisaż myśli.

    OdpowiedzUsuń