Czym jest sztuka? Nie jest to z pewnością łatwe do określenia. Sztuka charakteryzuje się poszukiwaniem piękna, umiejętnością zaciekawienia widza, skłonienia go do myślenia. Można powiedzieć, że sztuka jest odbiciem świata duchowości i uczuć w jakiejś formie w świecie rzeczywistym. Ot, taka moja definicja, która może zawierać w sobie tylko ułamek prawdy. Nie jest to bardzo istotne, gdyż określeń i prób zdefiniowania sztuki tworzyć by można mnóstwo. Sztuka, a w szczególności jej plastyczne formy takie jak rzeźba czy malarstwo, o których przede wszystkim chcę pisać, rozwijały się właściwie od zarania dziejów. Od barwnych malowideł na ścianach jaskiń, przez wspaniałe posągi, wazy, mozaiki starożytności, pełne szacunku dla religii dzieła średniowiecza, coraz bardziej kunsztowne obrazy renesansu, baroku... i tak dalej. Sztuka cały czas się udoskonalała, by tworzyć formy coraz bardziej piękne, realne, przykuwające uwagę. Nie będę pisał szerzej, bo po pierwsze – ani nie jestem znawcą malarstwa, ani czytanie suchego opisu historii sztuki niczym ciekawym by nie było.
Przechodząc więc do meritum – po latach rozwoju, przyszły czasy tak zwanej sztuki współczesnej. Dzieli się ona na wiele kierunków, z których niektóre naprawdę warte są szacunku i uwagi – spełniając rolę zarówno pokazywania piękna, jak i zaciekawienia widzów. Cóż z tego jednak jeśli ten okres dziejów sztuki, kojarzy mi się głównie z bezmyślną, nieprzedstawiającą niczego konkretnego abstrakcją? Może i kilka bazgrołów może być pięknych, poprzez wspaniałe barwy, ciekawe kształty (choć co do ciekawości kształtu kolorowych maźnięć pędzlem mógłbym się spierać). Może i czasem niosą ze sobą jakieś przesłanie. Nie wykluczam tego. Co z tego, jeśli większość współczesnych artystów ogranicza swoją pracę do wykonania kilku niedbałych plam na płótnie i wymyślenie intrygującego i totalnie bezsensownego tytułu. Gdyby uznany malarz chlapnął na płótno zieloną farbą, na niej wykonał kilka czerwonych zawijasów, dodał w niektórych punktach plamy żółci o różnym odcieniu i podpisał obraz np. „Człowiek w dziurawym palcie” to dzieło z miejsca stałoby się bardzo cenne, a zwiedzający galerię, w której „Człowiek...” byłby umieszczony, kiwali by głowami wpatrując się w obraz intensywnie, spierając między sobą o jego znaczenie. Nie twierdzę, że wszystkie te dzieła pozbawione są sensu. Nawet jeśli jednak go posiadają – sztuka od wieków dążyła do pokazania piękna, do namalowania czegoś jak najbardziej realnie, uchwycenia chwili, ruchu. Malarz czy rzeźbiarz musiał ćwiczyć wiele, wiele lat by osiągnąć mistrzostwo. Teraz idzie się drogą na skróty. Uznanym artystą stanie się nie ten, kto w piękny, kunsztowny, tajemniczy sposób namaluje uśmiechającą się kobietę, tylko ten, kto w oryginalny sposób ukaże trzy trójkąty.
Bardzo znanym przykładem sztuki abstrakcyjnej, a konkretniej tzw. suprematyzmu jest ponoć przełomowe dzieło „Czarny kwadrat na białym tle” Kazimierza Malewicza, obraz wedle znawców wybitny i skłaniający do myślenia. A co obraz przedstawia? Otóż, na obrazie „Czarny kwadrat na białym tle” widzimy czarny kwadrat na białym tle. Dzieło naprawdę... dzieło? Przepraszam bardzo śp. pana Malewicza, ale ja, ze swoimi znikomymi umiejętnościami artystycznymi mógłbym się pokusić o podobne. Dlatego od twórczości Kazimierza Malewicza wolę obrazy starego, dobrego Leonarda da Vinci, od rzeźb przedstawiających powyginane sześciany – wspaniałe posągi Starożytnej Grecji, a od performance'u, którego twórca siedzi na chodniku z twarzą owiniętą czarną szmatką, z białym dziecięcym bucikiem na głowie, przed stołem pełnym naczyń wypełnionych ziemią – którykolwiek z dramatów Szekspira. Cóż, pewnie i tak, gdyby znawca sztuki, przerywając pełną zadumy i wspaniałych doznań artystycznych kontemplację „Czarnego kwadratu...” miał odpowiedzieć na mój wywód, spojrzał by na mnie znad okularów i rzekł lekko pogardliwie, że po prostu nie rozumiem sztuki.